Kolejny dzien w Jogyakarcie juz mija. Dzis wzielismy skuterek za 50.000 rupii i pojechalismy obejrzec Palac Sultana - tzw Kraton - ale tu nic ciekawego nie bylo. Juz Water Palace - czyli baseny dla Sultana, 35 zon i 150 jego dzieci sa ciekawsza atrakcja. Za 15.000 (5 zlotych) mielismy przewodnika, ktory nam opowiadal ze szczegolami jak to bylo. Za jego namowa pojechalismy 20 km na poludnie aby zobaczyc krolewskie grobowce.
Po drodze jednak zaliczylismy jeszcze Bird Market, gdzie w setkach klatek siedzialy biedne ptaszki, kury, nawet sowy. A do tego nietoperze, gekony, jaszczurki, oraz pokarm dla nich czyli biale robaki, jakies chrzaszcze, mrowki (pogryzly nas). Ogolnie smrod i mogila + biedne zwierzeta w klatkach.
Po polgodzinnej jezdzie za miasto dotarlismy do podnoza gory, gdzie miescily sie grobowce. Tam czekalo nas 345 schodow w gore, przebranie w tradycyjne, krolewskie jawajskie wdzianko i wizyta w mauzoleum Sultana, do ktorego odbywaja sie pielgrzymki. Najciekawsze bylo to przebranie sie. No i jedna z rodzin indonezyjskich zapragnela miec zdjecie z nami, wiec pozowalismy wszyscy razem do zbiorowego zdjecia.
A potem trafilismy do tutejszego centrum handlowego. Ale nie bylo Zary, H&Mu i Bershki, za to byl Guess, jakies drogie perfumy, mnostwo telefonow komorkowych. ATM corner - 11 bankomatow pod sciana. No i byl Pizza Hut gdzie zjedlismy europejski obiad - czyli pizze. Nawet smakowala jak pizza hut.
A teraz pada a my myslimy co dalej, bo pora opuscic to sympatyczne miasto. Chyba wrocimy na Bromo, dac wulkanowi jeszcze jedna szanse, a potem polecimy na Sumatre, gdzie zapuscimy sie w jungle (bez dostepu do netu) w poszukiwaniu zyjacych dziko orangutanow.