We środę po południu dotarliśmy do Białegostoku i czym prędzej pobiegliśmy po naszego kotka, który pewnie już strasznie się za nami stęsknił. Kotkiem i własnym mieszkankiem przyszło nam się jednak cieszyć tylko jeden wieczór, ponieważ następnego dnia wylądowaliśmy w szpitalu zakaźnym. Tym samym okazało się, że nasza podróż nie dobiegła jeszcze końca.
Dostaliśmy dziwacznej wysypki na całym ciele, co w połączeniu ze wcześniejszymi objawami dało dosyć nieciekawe podejrzenia.
W szpitalu zaczęto nas podejrzewać o co najmniej 3 tropikalne choroby. Objęto nas kwarantanną, a na głowę nasłano sanepid.
Oczywiście co chwila padało kardynalne pytanie: "Dlaczego się nie zaszczepiliście?".
I co tutaj odpowiedzieć - posłużę się dosyć łagodnym określeniem i wytłumaczę nas, że byliśmy bezmyślni.
Co prawda, na malarię i gorączkę krwotoczną denga, o które nas się podejrzewa, nie ma szczepionki, ale na dur już jest.
No coż, drodzy podróżnicy, jeśli ktoś to czyta - polecamy jakiekolwiek szczepionki, jeśli wyjeżdżacie w te rejony, zwłaszcza w porze deszczowej, jak my. Na malarię można wziąć zapobiegawczo jakieś tabletki, na dur się zaszczepić, a co do reszty stosować repelenty i modlić się, żeby nic nie pogryzło.
Niestety, nas pogryzło. Na razie malaria i dur wykluczone. Czekamy na dalsze wyniki badań.