Nasz lot z Paryża do Kuala Lupur w Walentynki był pierwszym na kilka sposobów. Po pierwsze, po raz pierwszy lecieliśmy do Kuala Lumpur, po drugie po raz pierwszy Air Asia, a po trzecie i najważniejsze - był to również pierwszy lot dla Air Asia z Paryża. Dlatego też na lotnisku już przy odprawie czekało kilka atrakcji: ładne panie rozdające cukierki i lizaki, przystojni panowie kierujący do właściwej kolejki i duże napisy informujące o inauguracyjnym locie. No i po raz pierwszy polecimy do Azji za 158 Euro (dzięki cudownej i niepowtarzalnej promocji w AirAsia).
Dzięki temu, że odprawę zrobiliśmy online, to podeszliśmy bez kolejki do checkinu i zrzuciliśmy bagaże. Miły pan z obsługi na karcie pokładowej przykleił nam kółeczka z literkami oznaczającymi jaki rodzaj posiłku wykupiliśmy (za jedyne 12 Euro) i szczęśliwi poszliśmy do gate.
Sam samolot też wywołał nielada zainteresowanie. Jeszcze nigdy nie widziałem, że potrzeba 20 chłopa do załadowania przesyłki do luku (zwłasza, że wszystko robi się samo). Wokół samolotu kręciło się mnóstwo obsługi, samochody lotniskowe podjeżdały żeby tylko rzucic okiem na czerwonego kolosa (Airbus A340-300) i zawracały do swoich zadań. Czuć było takie podniecające wibracje na płycie.
Do samolotu weszliśmy przez rękaw i przywitały nas tak piękne stewardesy, że trudno było wzrok od nich oderwać. Od razu się nam spodobało. Fotele w Air Asia są wąskie ale dosyć wygodne z wystarczająca ilością miejsca na nogi z przodu. Samolot był prawie pełny i na nasze szczęście dziewczynie, która miała siedzieć z nami (układ foteli w airbusach A340 AirAsiaX jest 3-3-3) coś nie dopowiadało to miejsce. Łaziła w tę i z powrotem, ale już obok nas nie usiadła, więc mieliśmy 3 miejsca dla siebie.
Na dzień dobry dostaliśmy kolejną porcję słodyczy (pewnie z okazji premierowego lotu) i z lekkim opóźnieniem samolot wystartował. Sam lot był bardzo spokojny, obsługa miła, ale czuć było cały czas "lekką" nutę chaosu. Może nawet nie lekką. Zastanawialiśmy się czy dostaniemy jedzenie, bo już czuć było w całym samolocie, ktoś za nami dostał, ale my nie. Na szczęście po kolejnych kilkunastu minutach, gdzie od zapachów burczało nam w brzuchach coraz głośniej rozległa się zapowiedź, że dopiero zaczynają roznosić zakupione wcześniej jedzenie (można też je kupić na pokładzie). Sam proces dystrybucji posiłków też był dziwny...jedna stweardesa podaje posiłek, druga idzie pół samolotu po wodę (choć ta pierwsza ma wodę w wózku)...no cóż, przynajmniej było o czym pogadać. Jedzenie całkiem spoko, choć czy warte 12 Euro? Na szczęście z pre-booked meal jest również butelka wody (za 3Euro gdy kupowana oddzielnie), więc nie ma potrzeby dokupywać napojów. Tak więc w cene 12 Euro dostaje się 2 posiłki i 2 butelki pod warunkiem, że zakupi się jedzenie przez internet.
W trakcie rezerwacji biletu też zamówiłem Comfort Kit (za 5 Euro) składający się z kocyka (przydał się Agnieszce, bo z niej straszny zmarźlak) oraz opaski na oczy i poduszki podróżnej (to dla mnie). Jak się okazało jednak nie wiedzieli o tym, że go kupiłem (Pan na odprawie powinien dokleić na boarding pass jeszcze jedno kółeczko informujące o tym fakcie) więc musiałem (tak jak kilku innych pasażerów) pokazać plan podróży, żebym dostał to za co zapłaciłem. Pod koniec lotu zrobiło się dosyć chłodno w samolocie, więc kocyk się bardzo przydał.
Oczywiście w samolotach AirAsia obowiązuje całkowity brak darmowej rozrywki, więc gdyby nie iPad, telefon czy gazety z Polski to można by z nudów umrzeć. My jednak byliśmy tak zmęczeni, że większość lotu przespaliśmy.
Najmilszym doświadczeniem było samo lądowanie. Piloci Air Asia naprawdę są dobrzy, bo tak wielkim samolotem wylądował tak delikatnie, że aż trudno było uwierzyć, że już jesteśmy na ziemi. A za oknem czekało na nas upalne i wilgotne powietre o cudownej temperaturze +32 stopnie. I spacer po płycie lotniska, bo na LCCT nie ma rękawów.
Dojazd do centrum Kuala Lumpur okazał się bardzo prosty, po tym jak znaleźliśmy autobusy (od wyjścia kierować się w lewo i do końca portu). Za 8 bądź 9 ringittów (7-8 zł) autobus w ciągu godziny dowozi do stacji KL Sentral, skąd już można wziąść LTR i udać się tam, gdzie się chce. My za 1 ringgit (90 groszy) pojchaliśmy do China Town, bo tam mielismy zarezerwowany nocleg.
Uwagi praktyczne dotyczące lotu AirAsia do Kuala Lumpur:
1. Jeśli chcesz jeść podczas lotu, zamów jedzenie przez internet, będzie taniej (są 4 menu do wyboru: Azjatyckie, Wegetariańskie, Tradycjonalne i jeszcze jedno). Dostaniesz 2 posiłki i 2 wody w cenie. Choć oficjalnie jest zakaz spożywania wniesionego jedzenia na pokład, wiele osób miało swoje własne jedzenie. Uwzględnij, że podróż trwa 12 godzin i możesz zgłodnieć. Zawsze możesz kupić jedzenie podczas lotu (6 Euro za porcję + za napoje)
2. Comfort kit to fajna sprawa, kosztuje 5Euro, zwłaszcza jeśli chcesz się wyspać bądź w samolotach bywa Ci zimno.
3. Podczas odprawy na lotnisku upewnij się, że na twoim boarding pass są naklejki informujące o zakupionych dodatkach do biletu (jedzenie, comfort-kit)
4. Nie potrzebujesz wizy do Malezji - dostaniesz ją na lotnisku, na 90 dni.
5. Na samym lotnisku jest dużo kantorów oraz bankomatów - więc skorzystaj z któregoś, bo ringgity przydadzą się, aby zapłacić za autobus do KL
6. A do autobusu trzeba po wyjściu skręcić w lewo i iśc pod dachem do samego końca. Będa dwa rodzaje autobusów - oba jadą w to samo miejsce. Żółty jest tańszy - 8 ringgitów, jednak to trochę gorszy standard od czerwonego - czyli AirAsia Sky Bus, który kosztuje 9 ringgitów (i w nim zawsze działa klimatyzacja). Który wybierzesz is up to you :)