Koncowke pobytu w Indonezji spedzamy w uroczym miejscu - plazy (choc jest tylko jedna malutka) czy raczej miejscowosci IBOIH (ibu) na najbardziej wysunietej na polnoc wysepce Sumatry Pulau Weh.
Mamy bungalow z widokiem na morze, wokol malo ludzi (prawie wszystkich znamy po 3 dniach) ale juz az 4 Polakow z nami wlacznie - najwiecej w calej naszej podrozy - wiec jest z kim pogadac w ojczystym jezyku.
Aga wykorzystuje ile wlezie ta malutka plaze do opalania sie (a ma do dyspozycji jakies 3 metry szerokosci piasku) - chyba ze lampia sie na nia usmiechnieci od ucha do ucha lokalesi, dla ktorych widok dziewczyny w bikini to nielada atrakcja (bo jak sie idzie do wioski to trzeba sie stosownie ubrac - wiadomo, kraina muzulmanska).
A ja zrobilem sobie Refresh Scuba Dive i zaczalem nurkowac. Dzis juz 2 nury, jutro z rana ostatni, bo pozniej chcemy wziasc skuter (za skandalicznie wysoka stawke) i pojezdzic po wysepce - bo do zobaczenia jest wulkan, wodospad, gorace zrodla.
A potem juz zostanie nam tylko spakowac sie i pojsc wczesniej spac, bo kolo 6:30 z rana w czwartek musimy wyruszyc na prom do Banda Aceh, skad samolotem ZE SMIGLEM (jednym badz dwoma) polecimy do Malezji do Penang. Czwartek to olac statni dzien, kiedy mamy wize indonezyjska. Wykorzystalismy ja na maxa.
A wlasnie przyszla sie do nas poprzytulac Ginger - piekna biszkoptowo-ruda kotka w ciazy, ktora dzis dokarmialismy nasza kolacja. Kot pozeral ryz i ostry sos jak szalony. Nasza Chmureczka by nawet na to nie spojrzala.