Lot do Delhi należał do wyjątkowo spokojnych, a że siedzieliśmy na samym środku i dodatkowo była noc, nie było nawet nic ciekawego do zobaczenia za oknem. Wylądowaliśmy tuż po 5 nad ranem i z cieniem nadziei ruszyliśmy po odbiór bagażu. Niestety wszelkie nadzieje szybko się rozwiały, ponieważ tuż przy wyjściu z samolotu stał pan z karteczką, na której było napisane moje imię i nazwisko.
Zdziwiliśmy się lekko, ale natychmiast okazało się, że pan ma za zadanie przekazać nam wiadomość na temat naszego bagażu. Nie były to dobre wieści, ponieważ plecaki zostały w Helsinkach.
Dzięki temu szybko mieliśmy szansę na zetknięcie się w praktyce z indyjską biurokracją. Pani na lotnisku, która zajęła się naszą sprawą, wypełniała kolejne formularze, a my lekko nieprzytomni obserwowaliśmy, jak stawia swoje koślawe literki.
Teoretycznie bagaż ma przyjść jutro, bo z rana przyleci kolejny samolot, więc nie pozostaje nam nic innego, jak czekać cierpliwie.
Wyjście z lotniska okazało się łatwe jak bułka z masłem. Trafiliśmy szybciutko do metra i z rosnącym zaciekawieniem zastanawialiśmy się, jak będą wyglądać Indie po opuszczeniu nowoczesnego i czystego wagonu.
A jednak przewodniki i ludzie nie kłamią - kiedy wydostaliśmy się na powierzchnię uderzył nas uliczny smród, ogłuszył hałas, a na dzień dobry nasze oczy zostały porażone widokiem panów załatwiających swoje potrzeby na środku chodnika. Nic dodać, nic ująć - mamy swoje Indie.
Równie szybko trafiliśmy na Main Bazaar i tam zarezerwowaliśmy pokój w Rak Hotel.Odespaliśmy parę godzin, a popołudniem wyruszyliśmy na miasto.
Musieliśmy "nacieszyć" oczy tymi widokami. Pierwsze wrażenia mamy mieszane. Oszałamia nas wielość zapachów, ludzi, zwierząt, rykszy, rowerów i samochodów na ulicy.
Uwaga: udało nam się parę razy przejść przez ulicę i nic nas nie przejechało. To naprawdę wyczyn, bo tutaj praktycznie nie ma przejść dla pieszych, a nawet jeśli gdzieś są, to tylko jako ozdoba jezdni.
Chcieliśmy zobaczyć zabytkowe obserwatorium astronomiczne - Jantar Manter, ale dotarliśmy za późno i było zamknięte.
W drodze powrotnej zjedliśmy kolację koło naszego hostelu, a teraz szykujemy się do snu i liczymy na to, że z rana dostaniemy nasze plecaki, bo czas się przebrać:)