Nasza podróż zaczęła się o godz. 9:30 gdy wsiedliśmy po 5 godz. snu do taksówki. Potem PolskiBus do Warszawy, sałatka w Złotych Tarasach, za darmo przejazd na lotnisko pociągiem, bo akurat był dzień bez samochodu i wylecieliśmy.
Jednak po drodze do Londynu, musieliśmy zahaczyć o Amsterdam, gdzie mieliśmy akurat tyle czasu, żeby do kabanosów dokupić Old Amsterdam. Kolacja więc zapowiadała się wyśmienicie.
Na Heathrow byliśmy po raz pierwszy. Wylądowaliśmy na Terminalu 4 (jak się potem okazało, chyba najbardziej oddalonym terminalu) i zadzwoniliśmy po free pickup do Heathrow Lodge - najtańszej noclegowni, jaką udało się nam znaleźć koło lotniska. Miało to być 2 km od lotniska. Czekaliśmy i marzliśmy, czekaliśmy i marzliśmy, a samochodu jak nie było, tak nie było. Gdy już Aga zmarzła do szpiku kości, a wskazówki zegarka przekroczyły 23, byłem gotowy złamać się i poszukać taksówki czy Terminalu 5 z którego był tylko 1 przystanek autobusem do Lodge. Na szczęście w tym samym momencie, po jakiejś godzine czekania na chłodnym londyńskim powietrzu pojawił się samochód, który zabrał nas do naszej noclegowni. Oczywiście to było 2 km spod terminalu 1, bo z 4 trzeba było z 15 min jechać.
Pokój za 39 funtów był odpowiedni. Dwójka z zlewem, herbatą i kawą, ręcznikiem i mydełkiem i telewizorem bez kanałów. A na przeciwko drzwi 2 łazienki z prysznicem i z gorącą wodą. Nawet samolotów nie było słychać w nocy. Tak więc uraczyliśmy się Soplicą Malinową zakupioną na Okęciu (dla rozgrzewki), kabanosem zagryzanym serem Old Amsterdam i poszliśmy spać, ustawiając budziki na 6.
Po zbyt krótkiej nocy szybki prysznic, śniadanie i przepakowanie się i znowu free pickup tym razem nas zawiózł z powrotem na Terminal 4. Oczywiście nie obeszło się bez osobistej Agi, jej plecak (jak wielu innych osób) wzbudził zainteresowanie i jakieś 30 minut czekaliśmy na swoją kolejkę do przejrzenia plecaka.
A potem już było z górki....duży samolot z logiem Royal Brunei już czekał na nas, gdy nas wreszcie puszczono z kontroli bezpieczeństwa...