Udało się. Po 6 rano dotarliśmy do Londynu. Na podorędziu dysponowaliśmy całkiem nieprzytomnymi umysłami, które unosiły się w jakiejś dziwnej przestrzeni i marzyły o porządnej drzemce. W samolocie nie za bardzo wyszło nam spanie, więc tutaj objawy zmęczenie zaczynały dawać o sobie wybitnie znać.
A pod drodze do Warszawy czekała nas jeszcze przesiadka w Amsterdamie.
Tylko niech nikt nie mówi, że lubimy komplikować sobie życie:)