Tego dnia mieliśmy umówione ciekawe spotkanie i z racji tego nie mogliśmy sobie pozwolić na żadne spóźnienie, więc wstaliśmy wcześniej, aby zdążyć z dojazdem. Naszym celem był Palacio de Bellas Artes - pałac, który służył jako sala koncertowa oraz miejsce wydarzeń artystycznych. Został zaprojektowany przez włoskiego artystę, więc budowla wyróżnia się charakterystycznym artystycznym sznytem, jaki możemy oglądać w Europie. Taka budowla w Meksyku sprawiła, że poczuliśmy się trochę egzotycznie - o ironio:)
Dalej nie było już tak różowo, bo chociaż bylismy umówieni na 10 z rana, nasz towarzysz ani myślał pojawić się o tej godzinie co trzeba. Żeby było jeszcze ciekawiej, nie widzieliśmy tego faceta nigdy na oczy, więc usiedliśmy pod pałacem z kartką, na której mielismy napisane nasze tajemnicze hasło - kod.
I tak siedzieliśmy, siedzieliśmy i siedzieliśmy... Robiło się coraz goręcej, zaczynaliśmy wątpić. Wreszcie po kilku ponaglających smsach i zrobieniu serii zdjęć przypadkowym Meksykanom, doczekaliśmy się:)
Co znamienne w naszym tajemniczym towarzyszu - jest szamanem, który osobiście znał Carlosa Castanedę i spotkaliśmy się z nim, aby porozmawiać o jego książce. Nazwisko Castanedy nie powinno być obce wszystkim badaczom szamańskiego świata, wszak jest on jedną z ciekawszych postaci należących do jego przedstawicieli.
Nasz towarzysz szybko przejął rolę przewodnika i zaprowadził nas do miejsca, gdzie Castaneda zwykł przesiadywać. Restauracja Casa Azul to niezywkle piękna budowla, która swoją nazwę (Niebieski dom) wzięła od tego, że budynek z zewnątrz obłożony jest misternie zdobionymi ceramicznymi płytkami w kolorze niebieskim.
Restauracja serwuje tradycyjne meksykańskie dania, a kelnerki ubrane są w piękne narodowe stroje. Można to zobaczyć na załączonych zdjęciach.
Po spotkaniu na kolejny punkt zwiedzania obraliśmy sobie Torre Latinoamericana - wysoki na 183 m budynek (taki Empire State w NY), z którego tarasu widokowego można podziwiać rozległą panoramę miasta. Po drodze udało nam się także „zaczepić” o Palacio Postal- niegdyś główny budynek poczty – dziś jest to okazała budowla utrzymana w tym samym stylu co Palacio de Bellas Artes. A co tam, idziemy kompleksowo.
No i wreszcie przyszła kolej na Zocalo, serce miasta tętniące życiem i niezwykłą energią, która być może ma taki charakter jedynie w tej części Mexico City. To ogromne centrum wypełnione jest masą ludzi, miejscowych i turystów, tysiącem sklepików skupionych naokoło placu. Ruch jest w tym miejscu niebywały.
Tutaj wydawało nam się, że widzieliśmy Beatę Pawlikowską, która lotem błyskawicy przemieszczała się z walizką, ciągnąc ją za sobą. Teraz żałujemy, że nie pobiegliśmy za nią. Byłoby co wspominać, choć nie zaprzeczamy, że i nawet bez tego spotkania centrum dostarczyło nam moc niebywałych wrażeń.
Mamy tu Palacio Nacional, siedzibę prezydenta oraz jedną z najbardziej monumentalnych budowli w Mexico City, czyli Catedral Metropolitana. W tej ostatniej najbardziej uderzające jest to, że z samego czubka sufitu zwisa prawie do samej ziemi długie wahadło, które bada kąt odchylenia budynku od poziomu. Niestety, wskutek położenia miasta na osiadłym gruncie z wyschniętego jeziora oraz z powodu trzęsień ziemi wiele budynków straciło już dawno pion i przechyla się pod kątem.
Obok katedry jest też stanowisko archeologiczne, Templo Mayor. Znajduje się tu rekonstrukcja azteckiego miasta, które znaleziono przypadkiem, kiedy w latach 70. XX w. zakopywano w ziemi jakieś kable.
Na placu mieliśmy okazję podziwiać Indian przebranych w barwne pióropusze, którzy prezentowali tradycyjne rytuały wypędzenia duchów i inne (na co kto miał ochotę).
Kierując się ku hotelowi późnym popołudniem, zdążyliśmy jeszcze zwiedzić boczne uliczki Zocalo, na których mogliśmy poobserwować Meksykanów w akcji. Patrz – jak dźwigać na plecach figurę Jezusa, która jest większa od ciebie.