Geoblog.pl    lukaga    Podróże    Meksyk 2009    Stolica nadmorskiej turystyki - gorąc i początki zniewalających widoków
Zwiń mapę
2009
19
kwi

Stolica nadmorskiej turystyki - gorąc i początki zniewalających widoków

 
Meksyk
Meksyk, Cancún
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11784 km
 
Po 3 dniach opuściliśmy Mexico zdecydowaliśmy, że ruszymy na wschód, a dokładnie na półwysep Jukatan. Zastanawialiśmy się tylko, czy zrobić to autobusem, czy samolotem. Po namyśle wybraliśmy samolot. Kupiliśmy bilet tanich linii lotniczych Inter Jet i w niedzielę popędziliśmy na lotnisko, żegnając się ze stolicą na jakiś czas.
Wsiedliśmy do całkiem przyzwoitego samolotu. Szczerze mówiąc, wyglądał jak „nówka”. Po 2 godzinach mieliśmy dolecieć do Cancun – nadmorskiego kurortu, który kusił zagranicznych turystów wielką bazą hotelową, pięknym położeniem i Bóg wie, czym jeszcze. My wcale nie planowaliśmy tu pozostać, bo takie zatłoczone klimaty nie są tym, czego szukamy.
Trzeba przyznać, że zatoka, w której leży miasto, z lotu ptaka wygląda przepięknie – zupełnie jakby została namalowana ręką jakiegoś impresjonisty. Zachwycił nas lazurowy kolor morza i zielona dżungla-las. Nawet z góry wyglądało to jak pocztówka. Niestety nie mamy żadnych zdjęć, bo w trakcie podchodzenia do lądowania musieliśmy zająć się (przynajmniej ja) zachowaniem zimnej krwi i kamiennej miny, kiedy wpadliśmy w turbulencje, a samolotem rzucało na lewo i prawo. W tym wypadku było to raczej w górę i w dół. Takich wybojów nawet na polskiej drodze nie uświadczysz. Końcówka była więc bardzo emocjonująca, a starsza Meksykanka z różańcem w ręku, która siedziała obok mnie, doprawdy pokrzepiała mnie swoim widokiem. W gwarze przestraszonych „ochów” i „ajów” nasze nogi dotknęły w końcu płyty lotniska i był to moment naprawdę drogocenny.
Zalała nas fala wilgotnego gorąca – zupełnie inny klimat niż w Mexico. Zaczekaliśmy na lotniskowy autobus i pojechaliśmy prosto do centrum Cancun. Tutaj po raz pierwszy tak wyraźnie doświadczyliśmy ciężkości bagażu. (Czemu nie wywaliliśmy połowy, kiedy jeszcze było można?) Zaraz przekonaliśmy się też, że nie tylko polski asfalt nie jest dostosowany do 35 stopni. Nasze walizkowe kółka dosłownie ugrzęzły. Miałam dosyć. Chociaż do hostelu było blisko, ciągnięcie tego diabelstwa za sobą wydłużyło tę drogę co najmniej o połowę.
Udało się. Wykończeni dotarliśmy na miejsce. Po lekkim odświeżeniu ruszyliśmy na plażę, łapiąc miejscowy autobus. Była niedziela, więc na plaży nieprzebrane tłumy polowały choćby na skrawek wolnego miejsca. Szliśmy z nadzieją, że w końcu zagęszczenie ludności spadnie poniżej 10 os. na metr. To była wycieczka.
Znaleźliśmy na tyle odludne miejsce, że tylko kilka osób kręciło się wokół. Wykonaliśmy pierwszą rytualną kąpiel w obcym miejscu i zostaliśmy tam prawie do zachodu słońca. Wracaliśmy wypełnionym po brzegi autobusem, oswajając się z hiszpańskim gwarem.
Wieczorem poszliśmy na poszukiwania jedzenia. Trafiliśmy na miejscowy festyn. Tutaj rozegrał się prawdziwy dramat, bo jak kupić coś do jedzenia, kiedy wszystko jest po hiszpańsku, a po angielsku słyszymy tylko „hello”. Gdyby na tablicy było napisane „kalosz w sosie tabasco”, zrozumiałabym tylko ostatnie słowo. No cóż, nie poddajemy się. Patrząc na to, co kucharze szykowali, wybieramy za pomocą palca, to co naszym zdaniem, może nam odpowiadać, a później dziękujemy dobrym duchom, że była z nami butelka wody, bo inaczej niechybnie wypaliłoby nam przełyk, a może i żołądek. Pomimo wszystko lubimy na ostro:)

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (2)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 76 wpisów76 36 komentarzy36 935 zdjęć935 0 plików multimedialnych0