Geoblog.pl    lukaga    Podróże    Luke i Aga przekraczają równik czyli 5 tygodni w Indonezji i troche Malezji    Bali - dzień pierwszy
Zwiń mapę
2011
16
lut

Bali - dzień pierwszy

 
Indonezja
Indonezja, kuta
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13948 km
 
Po lunchu w Chinatown wróciliśmy do hostelu, spakowaliśmy nasze manatki i pożegnaliśmy wzrokiem rzeczy, które osobiście upchałam w komórce pod schodami. Ruszyliśmy w drogę na lotnisko. Dojechaliśmy dosyć szybko, więc nie pozostało nam nic innego, jak ponudzić się na miejcu, siedząc w miejscowym fast foodzie i grając w gry na ipadzie. Zawsze to jakaś rozrywka.

Nie patrząc na zegarek, spędzaliśmy błogie chwile kompletnego nieróbstwa, kiedy nagle jakby od niechcenia sprawdzilismy czas. I pędem ruszyliśmy ku w stronę gate'u. Tak się zasiedzieliśmy, że ominąłby nas boarding.
A propos procedur lotniskowych, kontrola w Kuala Lumpur jest dosyć śmieszna i pokazowa. Nie trzeba wyjmować nawet rzeczy z plecaka, a kiedy Łukasz zapiszczał na bramce, pan musnął go ledwo dłonią, jakby jego funkcja polegała zupełnie na czymś innym niż na sprawdzaniu ludzi. No cóż.. Powiedzmy, że to azjatyckie standardy:)
Kiedy podeszliśmy pospiesznie do pana przy gate, rozmawiał akurat przez telefon. Co za typ - pomyślałam. - Człowiek się spieszy, ten nagadać się nie może. W końcu zuważył naszą obecność i z niechętnym wzrokiem czekał na pytanie. - Bali, Denpasar? - to było nasze pytanie, szybko i na temat.
Okazało się, że gate nie jest jednak otwarty - jeszcze.
Później czekał nas obowiązkowy spacer po płycie lotniska. Szliśmy dosyć długo, bo nasz samolot stał nieco oddalony od wyjścia przez gate. Takie uroki Air Asia. Nam jednak to nie przeszkadza.
Sam lot był bardzo spokojny i jedynie lądowanie wzbudziło pewne emocje, ale chyba tylko moje. Akurat nad Bali szalała burza, więc widok piorunów za oknem nie nastrajał zachęcająco. Dodatkowo lądowaliśmy późnym wieczorem, czyli było ciemno i straszno.
Udało się jednak i ku naszemu zdziwieniu wyszliśmy przez rękaw. A gdzie nasz spacerek po plycie lotniska? Tym razem się obyło.
Załatiliśmy szyko formalności, dostaliśmy wizę on arrival (jedyne 25$) i wyszliśmy na poszukiwania ... Nie piszę na jakie poszukiwania, bo w tym wypadku można je rozptrywać w różnym kontekście. Po pierwsze, była godzina 23. Po drugie, nie mieliśmy noclegu. Po trzecie, nie wiedzieliśmy, jaki środek lokomocji wybrać, aby dostać się gdziekolwiek.
Ostatecznie stanęliśmy w ogonku, aby zaczekać na taksówkę. Przyłączył się do nas jakiś Koreańczyk, więc wyszło troszkę taniej.
Pojechaliśmy do Kuty - tak, tak, do tej wstrętnej i obrzydliwej Kuty. Było jednak najbliżej i zakładaliśmy, że spędzimy tam jedną noc, a następnego dnia się ewakuujemy.
Taksówkarz wysadził nas przy jakiejś drodze i powiedział, żebyśmy poszli w prawo. Dosyć "ładnie" z jego strony. Nieoceniona pomoc, która na niewiele się zdała. Zdecydowaliśmy szukać noclegu na Poppy Lane. To też okropny wybór, ale kiedy na plecach ciąży ci kilkunastokilogramowy ładunek, naprawdę wszystko jedno, gdzie będziesz spać. W tamtej chwili marzyłam o łóżku i prysznicu. Nie udało się od razu. Nachodziliśmy się wokół głównych ulic, aż w końcu usieliśmy zdesperowani na chodniku, powyciągaliśmy nasze uzbrojenie merytoryczne, ipada, laptopa i kartki z adresami. Widocznie byliśmy widokiem conajmniej wywołującym współczucie, bo zaczepił nas jakiś pan, któryc chciał nam pomóc. Pokierował nas do hostelu. Na miejscu nie było wolnych łóżek, ale niedaleko stamtąd wypatrzyłam inny hostel i z nadzieją ruszyliśmy tam szukać schronienia.
Około północy dostaliśmy klucz do pokoju. 140.000 IDR za pokój. Nie tak źle, zwłaszcza, że pokój okazał się duży acz przydałoby się mu odnowienie, z balkonem i łazienką (choć była tylko zimna woda). Po prysznicu i lekkim ogarnięciu się ruszyliśmy na miasto szukać jedzenia. Pora była dosyć późna, ale Kuta nie wydaje się zasypiać. Zewsząd dochodziły dzikie hałasy muzyki z ulicy, która ogłuszyłaby najwytrwalszych. Byliśmy potwornie zmęczeni, więc naszą jadłodajnią okazał się Mc Donalds (czynny 24h). Połknęliśmy szybko po kanapce i powłóczyliśmy się do hostelu z mocnym postanowieniem, że musimy wydostać się z Kuty następnego dnia.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
Katie
Katie - 2011-02-24 13:04
hehehe, uwielbiam Wasze wpisy!!!! brakuje tylko zdjęć, ale cóż, Wasze opisy są jak książki i pobudzają wyobraźnię- zdjęcia to obraz, więc może jednak wolę widzieć Wasze przygody oczami własnej wyobraźni:D Pozdrawiam
 
Robert i Chica
Robert i Chica - 2011-02-26 18:47
Ja też byłem na kanapce w Mc Donaldzie :-)
Trzymajcie się
Pozdrawiam
 
 
zwiedzili 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 76 wpisów76 36 komentarzy36 935 zdjęć935 0 plików multimedialnych0