Po uroczym poranku w Puszkarze, gdzie obeszliśmy jezioro tzw Świętym Traktem, przeprawy 2 rządowymi busami do Jaipuru nocą (bo prywatny autobus bezpośredni nie przyjechał), nocy w zagrzybiałym pokoju z zimną wodą i brudną pościelą za 500 rupii, oraz 2 godzinnym opóźnieniu samolotu z Jaipuru do Panagii, po drugim lądowaniu wreszcie wysiedliśmy na płytę lotniska w wielkim zaduchu. Bo to Goa, gdzie uroczo spędzimy końcówkę naszej pierwszej wyprawy do Indii.
Nocleg w Panagji w polecanym przez Lonely Planet hotelu - to 1240 rupii za zwykły pokój z ciepłą wodą, wiatrakiem i telewizorem.
Za to na kolację udaliśmy się do Viva Panagji - jednej z polecanych przez Lonely Planet ale i przez polskich podróżników restauracji, gdzie wpadliśmy na Magdę i Michała - parę rodaków, którzy właśnie zaczynali swoją półroczną podróż poślubną po Azji. Objedzeni smacznym żarełkiem i nagadani na maxa, po uroczym wieczorze w towarzystwie krajanów poszliśmy spać. A choć była już ciemna noc, zaduch był nadal niemiłośierny.