Geoblog.pl    lukaga    Podróże    Filipiny and a piece of Brunei    Państwo docelowe - osiągnięte
Zwiń mapę
2012
26
wrz

Państwo docelowe - osiągnięte

 
Filipiny
Filipiny, Manila
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 14914 km
 
Udało się. Lot do Manili, chociaż dla nas był już wręcz morderczy, wreszcie zaniósł nas do pierwszego przystanku na Filipinach. Szybko udało nam się odebrać bagaż i załatwić formalności związane z wizą. Akurat wyrobiliśmy się z naszym pobytem na 21-dniową wizę, którą można dostać na lotnisku po przylocie.
Jako że był środek nocy, nie kombinowaliśmy za bardzo i wsiedliśmy do taksówki na lotnisku, która za 180 php zawiozła nas prosto do naszego Tune Hotel. Tutaj przeżyliśmy mile zaskoczenie, bo hotel okazał się czyściutki i bardzo przyjemny. Na pierwszy rzut doceniliśmy wygodne łóżko, do którego padliśmy nieprzytomni.
A jak padliśmy, to i sobie pospaliśmy, bo następnego dnia wstaliśmy dopiero ok. południa. Głodni jak wilki pogoniliśmy do knajpy na dole, żeby zjeść późne śniadanie. W końcu ostatni posiłek mieliśmy w samolocie, więc w brzuchach naprawdę nam burczało.
Wyspani, posileni i spragnieni miejskich wrażeń, ruszyliśmy w miasto. Oczywiście, byliśmy lekko niemrawi, więc żadnych ambitnych planów na podbój Manili nie przygotowaliśmy. Zresztą, samo miasto to jest dosyć ciężkostrawne dla zachodniego turysty: korki, smog, hałas i upiorna wilgotność sprawiają, że szybko zapragniesz się stąd wydostać.
Okrążyliśmy trochę okolicę, przejechaliśmy jeden przystanek miejska kolejką (12 php) i poszliśmy do Rizal Park - wielkiego kompleksu zieleni, ławek, pomników i wszelkiej maści ludzi, którzy ujawnili się w wielkiej masie dopiero po południu. Właśnie tutaj zaliczyliśmy pierwszy interview z miejscowymi uczniami, co stało się dosyć szybko, bo w Indonezji taki wywiad zdarzył nam się chyba dopiero w 2. tygodniu. To co nas zaintrygowało, to rozbrzmiewająca świąteczna muzyka. Usłyszeć Last Christmas - wiadomo święta się zbliżają, ale usłyszeć tę piosenkę niosącą się z głośników w całym parku, zastanawiające...
Po drodze zahaczyliśmy też o National Museum, z którego dowiedzieliśmy się paru ciekawostek o Filipinach i Filipińczykach i choć większość wystaw była czasowo niedostępna, to przynajmniej zaczerpnęliśmy parę historycznych faktów, dzięki którym wiemy więcej o miejscu, którym jesteśmy.
Po południu udaliśmy się do gigantycznego malla, żeby kupić karty do telefonu i sprawdzić, jak wykombinować internet w telefonach.
Udało się, prawie. I tutaj znowu świąteczny klimat: choinki, piosenki. Ale o co chodzi?
Koniec dnia zapragnęliśmy uczcić w nietypowy sposób, nie idąc na kolację na miasto, ale robiąc sobie mielonkową ucztę w pokoju. Tak, tak - to nie przywidzenia. Jeszcze przed wylotem w podróż, stwierdziliśmy, że zabierzemy ze sobą mielonkę (sztuk: jedna) i otworzymy ją dopiero w Manili. Nigdy nie braliśmy ze sobą niczego do jedzenia, więc to co najmniej dziwaczny pomysł z naszej strony. No ale cóż... Słowo się rzekło, mielonka przyleciała razem z nami, aby w końcu nasycić nas w trakcie pierwszej kolacji w Manili, w towarzystwie Soplicy malinowej, miejscowych pomidorów i cebuli oraz miejscowego piwka. Mielismy jeszcze okruchy chleba z kanapek. Wyśmienita uczta:)
Drugi dzień w Manili to zdecydowanie max. tego, co możemy udźwignąć w tym mieście. Wydaje się, że z każdą chwilą jest coraz więcej spalin i coraz więcej ludzi, którzy dosłownie wylewają się zewsząd. Z rana ruszyliśmy na stare miasto otoczone resztkami obronnych murów - tzw. Intramuros. Miejsce o tyle ciekawe, że nie przypomina wyglądem niczego azjatyckiego, a to przez to, że na Filipinach zaznaczył się wpływ Hiszpanii, pod której zwierzchnictwem kraj pozostawał przez wiele stuleci. Nawet nazwa kraju pochodzi od imienia hiszpańskiego króla - Filipa II. Za murami Intramuros warto zobaczyć 3 rzeczy: fort Santiago, Casa Manila i kościół Św. Augustyna. I dokładnie w takiej kolejności to zrobiliśmy. Sam fort to pozostałość po Hiszpanach, który został zniszczony znacznie w trakcie II wojny św. podczas bitwy o Manilę przez Amerykanów. W forcie więziony był bohater narodowy Filipin - Rizal, którego stracono w 1896 r.
Casa Manila to z kolei przykład kolonialnej architektury żywcem przypominającej to, co można zobaczyć choćby w Hiszpanii.
I na koniec najstarszy w kraju murowany kościół, który znajduje się o krok od Casa Manila. Bilety wstępu do wszystkich wymienionych atrakcji: 70-75 php.
Tyle zwiedzania na dzień dzisiejszy. Jest już po 22 i czas się pakować, bo jutro z rana uciekamy stąd czym prędzej i jedziemy na północ, zażywać świeżego powietrza i zielonej natury.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (14)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
AniaS
AniaS - 2012-09-26 18:19
też bym zjadła mielonkę :) powodzenia
 
 
zwiedzili 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 76 wpisów76 36 komentarzy36 935 zdjęć935 0 plików multimedialnych0