Geoblog.pl    lukaga    Podróże    Filipiny and a piece of Brunei    Kolejna wyspa należy do nas
Zwiń mapę
2012
06
paź

Kolejna wyspa należy do nas

 
Filipiny
Filipiny, Puerto Princesa
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 16784 km
 
Po leniwym dniu w Cebu, gdzie czekaliśmy na samolot na Palawan, wreszcie ruszyliśmy z miejsca i przenieśliśmy się na kolejną wyspę. Już na lotnisku pan z obsługi zachwalał nam Palawan i kazał koniecznie odwiedzić El Nido, które cieszy się sławą raju na ziemi. No cóż, pożyjemy, zobaczymy.
Po około godzinie lotu wylądowaliśmy w Puerto Princesa, na małym lotnisku, gdzie jest tylko jedno stanowisko odbioru bagaży, a Łukasz szybko wypatrzył, że ściany zdobi plakat z podobizną dwóch poprzednich gubernatorów tego miasta, którzy byli poszukiwani za morderstwo i za których wyznaczono po 1 mln php nagrody.
Szybciutko wzięliśmy tricykla i pojechaliśmy do hostelu, w którym podobno czekał na nas pokój. Hostel Dallas Inn można polecić z czystym sumieniem. Za 600 php malutka, skromniutka dwójka - czysta i z miłą obsługą, niestety bez ciepłej wody. Mieliśmy tu spędzić 2 noce, ale szybko okazało się, że nasze plany zostały pokrzyżowane. W samym Puerto wiele atrakcji nie ma, ale wszyscy przeważnie z tego miejsca robią sobie wyprawę do podziemnej rzeki. Jako że pogoda ostatnimi dniami popisuje się coraz lepszymi ulewami, okazało się, że wycieczki do podziemnej rzeki są z dnia na dzień odwoływane. Dodatkowo żeby się tam dostać, trzeba załatwić specjalne pozwolenie, bo tylko ściśle określona liczba osób dziennie może doświadczyć tej atrakcji. Wynajęliśmy skuter i pojechaliśmy do biura, żeby przekonać się, jak to będzie z tymi pozwoleniami na następne dni. A tam kolejna nieciekawa informacja: pozwolenia najwcześniej zostaną wydane w poniedziałek, a wycieczka może odbyć się we wtorek. Oznaczałoby to, że mamy tu siedzieć przez 2 dni i czekać w nadziei, że nie będzie lało, wiało i wszystko się uda. Nie z nami takie numery:)
Zdecydowaliśmy, że następnego dnia wyjedziemy do El Nido, a podziemną rzekę zrobimy w drodze powrotnej, czyli w przedostatni dzień naszej wyprawy.
Tymczasem upewnienie w swojej genialnej decyzji ruszyliśmy na skuterowy objazd po miejscowych atrakcjach. Wspomnę jeszcze o pogodzie. Nie było słońca, tylko chmury i chmury oraz przeświadczenie, że w każdej chwili może zacząć padać.
Na pierwszy ogień pojechaliśmy na Emerald Beach - piękną połać białego piachu nad szmaragdowym morzem. No cóż, gdyby dodać do tego choć promień słońca, efekt byłby pewnie powalający. Ludzi jak na lekarstwo, a my powłóczyliśmy się smętnie, brodząc w morzu w wodzie po kolana. Nawet zdjęcia jakieś takie niespektakularne, bo tak szaro wszystko wychodziło.
Żeby podkolorować trochę wrażenia, zajrzeliśmy na farmę motyli, z której najbardziej zapadającym w pamięć wrażeniem pozostanie martwa jaszczurka z wyjadanymi przez muchy oczami, którą dumnie eksponowali właściciele farmy. Ale motyle też były ładne...
Kolejna atrakcja na naszej trasie to farma krokodyli, gdzie było o wiele ciekawiej, bo w życiu nie widzieliśmy tak wielkich gadów, które były tak blisko, miały ogromne szczęki, a największe ważyły po pół tony i wyglądały jak prawdziwe bydlaki. Oglądaliśmy je ze specjalnych platform zawieszonych nad krokodylami. Można też było wziąć krokodyla na ręce i zrobić sobie z nim zdjęcie. Oczywiście, dotyczyło to młodych sztuk w wieku ok. 1 roku. Co nas raziło przy tym procederze, to że panowie trzymali te egzemplarze gadów w małych pojemnikach, a ich szczęki były sklejone taśmą izolacyjną. Naprawdę, krokodyl ma średni ubaw, będąc w takiej sytuacji.
W drodze powrotnej Łukasz stwierdził, że zmieni trasę i będziemy wracać inną drogą do miasta. Wyczytał też gdzieś ostrzeżenie, że na tej drodze jest zerwany most, więc nie wiedzieliśmy, jak daleko uda nam się zajechać. W rzeczywistości okazało się, że zerwanych mostów było więcej, a ich rolę pełniły drewniane kładki, po których samochody nie miały żadnych szans przejazdu. W takich chwilach można naprawdę docenić skuter. Co prawda, przed jednym z takich mostów musiałam zejść, bo motor zapadł się w błoto do połowy kół, ale ostatecznie udało nam się dotrzeć do głównej drogi i wrócić do miasta. Wieczorem powłóczyliśmy się po miejscowym nadmorskim deptaku i zajrzeliśmy do lokalnej restauracji, gdzie grał zespół na żywo. Wcześniej zrobiliśmy jeszcze zakupy na jutrzejsze śniadania, bo nie będziemy mieli czasu niczego z rana poszukać. Przecież o 9 wyjeżdżamy do El Nido.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 76 wpisów76 36 komentarzy36 935 zdjęć935 0 plików multimedialnych0