Po wczesnej pobudce czekał nas poranny lot do Brunei, gdzie mieliśmy 12 godzin przymusowego postoju w oczekiwaniu na samolot do Europy.
Pomimo tego, że tym razem nie mieliśmy za sobą 40 godzin podróży, to w Brunei towarzyszyła nam ociężałość i zmęczenie. Być może było to spowodowane także tym, że w Bandar Seri Begawan było tak diabelnie duszno. Niemal nie można było oddychać, a my ubrani już na powrót do Europy nie byliśmy przystosowani do odbywania wycieczek po mieście, kiedy wilgotność powietrza sięga ok. 95%
W każdym bądź razie przeszliśmy się pod słynnym meczetem ze złota kopułą i powędrowaliśmy trochę po pływających osiedlach, które były w całości zbudowane nad wodą.
Nie mogliśmy się jednak już doczekać, kiedy wreszcie wsiądziemy w powrotny samolot i będziemy mogli zapaść w błogi sen.
Byliśmy też zadziwieni ilością osób, która podróżowała w tę stronę. Kiedy lecieliśmy z Londynu, samolot był w połowie pusty. Teraz było dosłownie kilka wolnych miejsc. Nie ucieszyło nas to dlatego, że nie mogliśmy zająć dla siebie potrójnego siedzenia. No cóż, może po Dubaju coś się zmieni i chociaż połowę lotu spędzimy w większej przestrzeni.